niedziela, 30 sierpnia 2015

Piknik, college i schronisko

Hej,
nie miałam czasu pisać od dłuższego czasu ale nazbierałam już tyle myśli, które chciałabym opisać, że mimo północy uparłam się, by coś ruszyć i nie zapomnieć tych wszystkich wrażeń. Niektóre zdania mogą nie trzymać się logiki, ale jestem zmęczona i nawet nie zauważam powtórzeń czy błędów.

Dzisiaj byłam na pikniku w parku z innymi exchange studentami z Bloomington oraz okolic i ich rodzinami. Koordynatorki zorganizowały to jako, że musimy się co miesiąc gdzieś spotkać i pogadać, czy nikt nie umiera z samotności (bo wypada).
Każdy był zobligowany przynieść swoją narodową potrawę przygotowaną razem z hostami ALE my nie mieliśmy czasu, gdyż wracaliśmy szybko z Chicago. Zdążyłam zrobić z hmom tylko sałatkę makaronową z pomidorami, oliwą i oliwkami. Pomysł Heather, była dobra! Inni studenci przynieśli różne zapiekanki, kurczaka, sałatki, burrito i ciasta. Najbardziej mi smakował kurczak przyrządzony po chińsku z grzybami i kiełkami oraz amerykańskie ciasto, które składało się tylko z cookie dough, owoców i bitej śmietany (wiem) ale nie mogłam się oprzeć :D
Kilka osób już znałam, ale tym razem nasze grono poszerzyło się o 4 nowych ludzi- Niki z Pragi, Shawna z Chin, Akiyo z Japonii i Gretę z Niemiec. Na początku obgadywaliśmy nasze host rodziny, potem oni nas haha
W międzyczasie graliśmy w kickball'a czyli baseball+soccer. Nikt za bardzo nie znał zasad, kierowali nas amerykańscy host bracia dziewczyny z Hiszpanii. Może kiedyś zrozumiem choć jedną z tych gier.

W tym tygodniu odwiedził nas również brat Heather. Poszliśmy razem na obiad do tajskiej restauracji, zjadłam swój pierwszy Pad Thai. Następnie, jakoś że rozpoczął się właśnie college, rodzina oprowadziła mnie po campusie, który stanowi połowę miasta, jest ogromny. Weszłam nawet do środka, mają tam kręgielnię, kino, basen, sklepy, fast foody, bary. Wygląda to jak małe miasteczko pełne młodych ludzi. Ba, posiadają nawet własną policję! Wszystkie budynki są wybudowane z białych cegieł, na terenie szkoły można znaleźć kilka fontann, parków czy futurystycznych rzeźb. Nowatorski styl przeplata się ze stylizowanym na starożytnym greckim. Niektóre obiekty wyglądają jak małe zamki lub 'stare' katedry. Wszystko jest utrzymane w kolorach IU-czerwonym i białym. Kwiaty na trawniku są tylko w tych barwach, flagi, boiska, sklepy z ubraniami...
Bardzo chciałabym móc tu zostać i uczyć się dalej w US ale opłaty za college wynoszą około 40 tysięcy $ i raczej wątpię, by udało mi się otrzymać jakiekolwiek stypendium nie będąc obywatelką.
Co ciekawe, przyglądając się tablicom rejestracyjnym, wielu z uczniów IU przyjechało tu nawet z Florydy, Californii czy New Jersey. Jest to jedna z lepszych szkół w US, nie tylko poziomem ale i różnorodnością kierunków, co przyciąga rzesza młodych ludzi. Ożywiają całe miasto, przynoszą ze sobą mnóstwo pozytywnej energii.

Kilka dni temu byłam także w lokalnym schronisku z Heather by zapisać się jako wolontariuszka. Cała aplikacja odbywa się online, proces trwa aż 2 miesiące, więc trochę poczekam zanim będę mogła zacząć. Jest to przyjazne miejsce pełne wielu ciepłych dusz. Różni się od tego w moim polskich mieście, nie jest przepełnione. Można wejść do każdego zwierzęcia, wyprowadzić je, pogłaskać, nakarmić.

W następnym poście opiszę weekend w Chicago, bo nie zmieszczę się w jednym :D
Chcę też napisać o różnicach między Polską a USA, które mnie denerwują, ekscytują, inspirują i sprawiają, że nie wiem jak się zachować.


IU
Zachód z wieży widokowej w Bloomington
TATO JEŚLI TO CZYTASZ KUP MI LEPSZY APARAT, DZIĘKUJĘ
Exchange students crew
Piknik

niedziela, 23 sierpnia 2015

Cross Country

Hej
Chciałam coś napisać o cross country, nie mam jeszcze zdjęć, dodam je później.

Do drużyny dołączyłam we wtorek. Miałam na razie 4 treningi. Odbywają się 5 razy w tygodniu po 1,5 godziny czasami 2 + co tydzień w soboty są zawody. Nie znałam nikogo oprócz exchange studentki z Meksyku Janis, która też zaczęła w tym roku. Nasz team składa się z około 20 dziewczyn w różnym wieku. Mamy cudowną trenerkę, jest naprawdę sympatyczną młodą osobą. Wspiera nas, nawet gdy na początku byłam przerażona, że nie przebiegnę chociażby jednej mili. Treningi są różnorodne, czasami mamy długie wybieganie, około godziny. Czasami rozwijamy siłę i idziemy na krótki jogging a potem ciśniemy na siłowni. Najbardziej lubię ćwiczenia na sprawność i szybkość, skaczemy między pachołkami albo biegamy sprintem krótki dystans. Dziewczyny są bardzo dobre, nic dziwnego gdy większość z nich trenuje od middle school- często ponad 5 lat. Wszystkie są w super formie, prezentują sportowe sylwetki i nienaganną kondycję. Nie widziałam jeszcze u nich cienia cellulitu, nie powiem, jestem zazdrosna haha
Oczywiście, są różne poziomy zaawansowania. Każdy poziom to inny kolor- czarny to varsity, najlepsze zawodniczki, potem jest średni czyli złoty i początkujący to fioletowy. Exchange students są poza podziałem haha
Wybrałam cross country, gdyż drużyna siatkówki była już pełna i niestety nie mogłam do niej dołączyć. Poza tym nie chciałam przytyć jedząc amerykańskie jedzenie a to wydawało się być dobrym rozwiązaniem. Codzienne treningi pozwalają mi także zawrzeć nowe znajomości, co w trakcie lekcji nie jest taką prostą sprawą. Nie jestem jakimś pro runnerem, w Polsce biegałam trochę dla przyjemności, rekreacyjnie. Nie wiedziałam czy dam radę, ale stwierdziłam, że spróbuję, a co mi tam. Musiałam kupić kilka par koszulek i szortów, bo nie nadążałam z praniem a ubrania były ciągle w użyciu.
Zawody są w każdą sobotę w innym mieście. Każdy musi brać udział. Biegniemy 5 km czyli około 3 mile. W ostatnią sobotę pojechałam tylko, żeby zobaczyć jak to wygląda, oswoić się z nieuniknionym. Muszę odbyć minimum 10 treningów zanim będę mogła zacząć brać udział. W sumie to mi na rękę, chciałabym trochę podszlifować mój czas, by nie wypaść tragicznie na tle innych biegaczek.  Wyścig mnie trochę przestraszył, jedna dziewczyna z mojego teamu zemdlała w połowie, gdyż start był przed południem, świeciło słońce i było mega gorąco. Nigdy wcześniej nie biegałam tak szybko, raczej wolno dla siebie. Najlepszy czas w kategorii chłopaków to 15 minut, dziewczyn 19 minut.
Codzienne treningi dają w kość, wracam do domu bardzo zmęczona a w soboty muszę wstawać o 5, by być gotowa na wyjazd ze szkoły po 6. Cieszę się jednak, bo wiem, że sama nigdy bym się nie zmotywowała do tego stopnia, by biegać z taką intensywnością. Lubię cotygodniowe piątkowe wspólne obiady, które odbywają się w domach różnych osób z drużyny. Mają na celu zrelaksowanie się przed biegiem. Są tony jedzenia, makarony, ciasta, pizza WSZYSTKO. W ten piątek odbyło się pierwsze w sezonie spotkanie. Jadłyśmy, rozmawiałyśmy, tańczyłyśmy na Just Dance i układ do Silento-Watch Me (wszyscy tutaj szaleją na punkcie tej piosenki). Poznałam w ten sposób większość teamu. Przed startem wręczamy sobie nawzajem również motywujące kartki, by zapomnieć o stresie i dać z siebie wszystko. PS wczoraj moja szkoła zajęła 2 miejsce! na 20 drużyn!
Nie mogę się doczekać mojego pierwszego race ale jednocześnie jestem przerażona! Chyba tam umrę w połowie haha



Okrzyk
Kartki motywatory
Strój na zawody
Trasa ostatniego meetingu
Kolejna :D

All in all, polecam każdemu spróbowanie tego sportu, duch drużyny i wsparcie ze strony trenera dodają skrzydeł. To coś więcej niż samo bieganie, pochłania wiele wysiłku i czasu, ale definitywnie warto! :)




czwartek, 20 sierpnia 2015

Trochę o szkole i mój schedule

Hej,
chodzę już prawie tydzień do szkoły (a zaczęła się 3 sierpnia ups) i w sumie zaczynam powoli ogarniać to wszystko. Nie gubię się już (raczej) między klasami, choć szkoła jest ogromna. Przerwy trwają tylko 5 minut z wyjątkiem lunchu, 40 min. Jedyne na co mam wtedy czas to znalezienie następnej sali, ewentualnie szybka toaleta. Jeśli chce się z kolei wyjść na chwilę z klasy w trakcie lekcji, trzeba wziąć kartę 'przepustkę'. Poznałam też sporo osób, żeby nie być alone weirdo na lunchu, no wiecie..

A właśnie, lunch. Wygląda zupełnie jak w amerykańskich filmach np. 'Wredne dziewczyny'. Pierwszego dnia czułam się jakbym tam grała Lindsay Lohan. Szukałam potencjalnych znajomych. Przy okrągłych stolikach siedzą Juniors i Seniors czyli klasy 11 i 12. Reszta należy do Freshman i Sophmore- 9 i 10 grade. Studenci byli wyraźnie podzieleni na grupy, nerdy razem, chłopaki z ostatniej klasy, drużyny sportowe, dziwnie ubrane nastolatki, divy itd. Dosiadłam się do najnormalniejszej, podobnej do mnie grupy dziewczyn, pokonałam swoją nieśmiałość. Dobrze wybrałam, bo wszystkie są bardzo przyjazne i nie czuję się wśród nich 'inna'. Jedynie gdy mówią coś o innych uczniach, o których nie mam pojęcia kto to haha Były bardzo podekscytowane kiedy opowiadałam im o Polsce i moich pierwszych wrażeniach z pobytu w US. To była najdziwniejsza a zarazem najtrudniejsza rzecz w moim życiu, wbicie się do randomowej paczki przyjaciół. Wiem z życia, że w polskiej szkole nie jet to takie łatwe gdy ludzie znają się już od kilku dobrych lat. Z każdym dniem jest coraz lepiej, przechodni mówią mi Hi na przerwach, więc nie muszę siedzieć sama czy spędzać czasu z future farmers. Niestety cierpię na niedobór przystojnych seniorów albo ukrywają się na korytarzach przede mną.

Zazwyczaj spotykam się z osobami w moim wieku. Jedynie w fun classes takich jak teatr czy malowanie jest sporo młodszych roczników, bo starsze klasy biorą już przedmioty AP liczące się w collegu (wychodzi taniej niż płacenie za każdy kurs później). Ja stwierdziłam, że chcę spróbować kilku bardziej interesujących przedmiotów a resztę wybrałam, by nie musieć dużo nadrabiać po powrocie do polskiego liceum i nie cofać się w nauce.

Lekcje zaczynają się o 7.40 a kończą o 2.55. Trwają ponad godzinę, ale jest ich tylko 5 + każdy ma study hall, czyli lekcję, która jest przeznaczona na zrobienie zadań domowych jeśli nie ma się czasu przez treningi sportowe. Każdy zapisuje się do nauczyciela, do którego chce iść danego dnia. W środy nie ma SRT, więc zaczynam dzień o 8.30, wszystko jest trochę krótsze. Chwila błogiego spania!
Rok szkolny jest podzielony na trzy trymestry a mój plan lekcji wygląda tak:

I TRYMESTR 
STUDENT RESOURCE TIME (czyli study hall)
THEATRE ARTS 1
GERMAN 4 HONORS
FRENCH 2
ENGLISH 11
PAINTING 1

II TRYMESTR
SRT
SPANISH 1
PRE CALCULUS HONORS
WORLD HISTORY & GEOGRAPHY 1
GERMAN 4 HONORS
PSYCHOLOGY 1

III TRYMESTR
SRT
WORLD HISTORY & GEOGRAPHY 2
PRE CALC 2 HONORS
ENGLISH 11 DUAL CREDIT 
PSYCHOLOGY 2
THEATRE ARTS 2

Większość przedmiotów trwa dwa trymestry, dlatego owe nie różnią się mocno od siebie. Klasy Honors są rozszerzone, trochę wyższy poziom. Mam własny tok lekcji z języka niemieckiego, bo nie jest zbyt popularny i najwyższy poziom jest dla mnie za łatwy (btw nauczycielka jest z Rosji, wyobraźcie sobie ten niemiecko-rosyjski akcent, mówi 'dżiorman'). Nauczyciele są bardzo pomocni, otwarci na każde pytania. Bałam się, że nie będę nic rozumieć, ale nie mówią zbyt szybko i nie mam żadnych problemów z komunikacją. Czytanie jest proste, zawsze można się domyślić po kontekście o czym jest mowa. Gorzej gdy inni studenci mówią niewyraźnie/cicho/szybko. Na angielskim niektórzy Amerykanie nie radzą sobie z gramą czy quizami (kartkówkami). Dziękuję polskim szkołom, że tak przygotowują młodzież, która zna angielski lepiej niż sami rodacy swój język ojczysty.
Dostałam też laptopo-tableta, każdy uczeń go ma przez co zawsze na lekcjach ktoś gra w gry lub słucha dyskretnie muzyki (nie są zablokowane). Nie mamy książek, gdy ktoś ich potrzebuje to są w klasach i na laptopach w wersjach elektronicznych.

Z ciekawszych rzeczy zauważonych przeze mnie w high school jest to, że dosłownie KAŻDY nosi plecak. Jestem jedyną, która nosi torbę. I wszyscy piją z kolorowych bidonów + noszą specjalne torby z lunchem w środku. Czy ja na pewno jestem w liceum? Większość studentów przychodzi w koszulkach z barwą szkoły- filetowe pantery lub z nazwą college Indiana University. Widziałam osoby ubrane w klapki ze skarpetkami do kolan, dres, sandały na rzepy, kowbojki, spodnie od pidżamy, crop topy tak krótkie niczym sam biustonosz czy szorty odkrywające ciut za dużo. Tutaj dress code nie obowiązuje. Nikt nie wymaga makijażu lub nienagannej fryzury. Wystarczy, że przyjdziesz na lekcje, that's all. Z jednej strony mnie to irytuje, ale z drugiej w sumie fajnie wrzucić na luz i nie przejmować się opinią innych. I nie umiem powiedzieć 'nie' noszeniu dresu do szkoły- soo comfy! :)

materiał na angielskim
harry potter laptop
wiadomka
yellow bus
spacer po okolicy z Rowdym
sklepy z ubraniami wyłącznie z Indianą i IU

W następnym poście dodam coś o cross country :)






wtorek, 18 sierpnia 2015

First days in Indiana

Hej,
minęło już 5 dni odkąd mieszkam w Bloomington. Opuściłam swój comfort zone pod każdym względem. Czas mija bardzo szybko, ciągle jest co robić, nowe wyzwania dookoła.
Miałam już okazję poznać kilkanaście osób, z kilkoma nawet utrzymuję kontakt poza szkołą. Zaprosili mnie na ognisko, jadłam pierwsze s'mores (dwa herbatniki, czekolada i pianka marshmallow opiekane na ognisku)! Poszłam do kościoła, zupełnie innego niż te w Polsce, byłam w trift shopach na zakupach, spotkałam innych exchange studentów na Farmers' market, miałam pierwsze lekcje, dołączyłam do szkolnego teamu cross country, byłam na siłowni, zgubiłam się kilka razy w szkole..tyle się działo w przeciągu tylko 5 dni!
Welcome Home


Kościół
 Tutaj ta sprawa wygląda kompletnie inaczej! Budynek wygląda bardziej jak centrum handlowe.. Ma kilka pieter, jest kilkanaście sal, kościół dla dzieci połączony z przedszkolem, Hiszpański kościół, kafeteria, toalety, ogromny parking. Wszyscy przychodzą w szortach, japonkach, jak wolą. Biorą darmową kawę w kafeterii i udają się na "mszę". Nikt nie klęka, wszyscy siadają wygodnie w fotelach i czekają na koncert. Sala wygląda jak aula uniwersytecka, bez ołtarza, organów, witraży czy chociażby księdza. Na środku znajduje się duża scena, gdzie kapela gra żywą muzykę. W tle śpiewa chór, publiczność też. Na scenę wychodzą różni ludzie i każdy z nich coś opowiada. Puszcają slajdy, opowiadają żarty etc. Oczywiście wszystko nagrywają kamery, bo msza ma stream online. Po "kazaniu" kelnerzy-jeśli mogę ich tak nazwać- roznoszą hostie w kształcie kwadratów cini minis i kubeczki z sokiem. Każdy modli się na swój sposób. 

W Polsce do kościoła chodziłam tylko w święta, ale chciałam Wam przybliżyć jak to wygląda tutaj. Miła odmiana.



Farmers' market

Farmers' market to targ, który odbywa się w każdy weekend. Ludzie sprzedają tam świeże owoce, warzywa, przetwory. Można zapisać się do różnych klubów, wspomóc organizacje charytatywne lub posłuchać muzyki. Ja poszłam tam na spotkanie z lokalną koordynatorką i innymi studentami z miasta. Wypełniłam również dwie godziny community service- jakby wolontariat, prace społeczne. Program wymiany nakłada na nas obowiązek wypełnienia 16 godzin przez cały okres wymiany. W sumie to nic specjalnego nie robiłam, mieliśmy reklamować organizację i pomóc w szukaniu przyszłych host rodzin. Ja spacerowałam tylko z innymi studentami po straganach popijając smoothie. Zapisałam się na pomoc przy spektaklach w teatrze, pokazuję tylko gdzie jest wejście a potem mogę oglądać dowolnie wybrane show za darmo :)

Od lewej: Lucia z Hiszpanii, Janis z Meksyku, Ja, Mauritz z Niemiec i koordynatorka Heike 

Ognisko

W sobotę zostałam zaproszona na ognisko do nowych znajomych. Koleżanka Brooke przyjechała po mnie z dwójką swoich buddies około 21. W samochodzie zrobiliśmy car party, włączyliśmy muzykę na full i zaczęliśmy tańczyć. Zajechaliśmy po jeszcze jedną dziewczynę po drodze. Na miejscu rozmawialiśmy, zrobiliśmy s'mores i graliśmy w hide and seek po ciemku z latarkami z chłopakami na osiedlu. Wróciłam do domu przed 12 ech curfew..
Było świetnie, dobrze się bawiłam. 

Trift shop

W niedzielę Heather zabrała mnie na zakupy do jednego z tutejszych lumpków na trift shopping. Nie spodziewałam się znaleźć tam czegokolwiek, ale pozytywnie się zaskoczyłam. Sklep był wielki, jedna cała ściana to same Uggi, Ray Bany i Victoria's Secret. Kupiłam dwie pary szortów Levisa i dwie bluzy Gapa. Za wszystko zapłaciłam około 40$, not that bad. 



W następnym poście opiszę pierwsze wrażenia ze szkoły, to po prostu za dużo jak na jeden wpis!

niedziela, 16 sierpnia 2015

Placement!!!

Hej,
napisze Wam coś o mojej rodzinie, żebyście wiedzieli dokąd w ogóle trafiłam. Więcej na snapie @cryptise

Mam placement w Indianie, a dokładniej w Bloomington! Dostałam go dość późno, bo w lipcu. Jest to miasto z ponad 80 tys mieszkańcami + od września przyjeżdża kilkanaście tysięcy studentów do Indiana University w Bloomington (jedno z lepszych w kraju). Mam godzinę drogi do Indianapolis i około 4 godziny do Chicago! Pogoda w Indianie jest dość podobna do tej w Polsce, ale bardziej skrajna. Lata są bardzo gorące a zimą zamykają szkoły z powodu zamieci śnieżnych. Bloomington jest stosunkowo nowe, wszystkie budynki są świeże, trawa zawsze przycięta i zielona. Na każdej ulicy można znaleźć Starbucks i meksykańską knajpę. Jest też centrum handlowe College Mall, są tam sklepy takie jak Victoria's Secret, Urban Outfitters, H&M, American Eagle Outfitters, Claire's, Macy's, Target, Walmart, Hollister..ale i tak najlepsze są trift shopy! Moje osiedle jest otoczone naturą, widziałam na spacerze króliki, świetliki i sarnę w naszym ogrodzie. Są też podobno szopy i skunksy. Niedaleko jest strumyk, las, farma z końmi, ścieżki rowerowe.

Moja rodzina składa się z host mamy Heather i host taty Dana. Mają owczarka o imieniu Rowdy.
Są bardzo mili, dobrze się z nimi dogaduję. Heather lubi shopping i gotowanie, Dan to fitnesiak, dużo biega i chodzi na siłownię. Heather jest deweloperką a Dan pracuje w US Army, więc dużo podróżuje. Dopiero co wrócił ze Szkocji, niedługo leci do Karoliny Północnej i Nowego Jorku.

Moja szkoła to Bloomington High School South (BHSS). Jest ogromna, chodzi do niej około 2000 uczniów. Będę w 11 klasie, juniors! Na razie byłam w liceum tylko raz, by się zarejestrować, więc nie zobaczyłam jego całego, choć już samo wejście robi wrażenie. Szkoła przypomina centrum handlowe. Pomieszczenia pielęgniarskie wyglądają jak mały szpital, sekretariat jest ogromny, znalazłam też sklep z ubraniami w barwach szkoły, duży parking, kilka boisk. Rok szkolny rozpoczął się 3 sierpnia, ja zaczynam lekcje w poniedziałek, wtedy też dostanę mój schedule. Na razie muszę wybrać klasy, do których chcę uczęszczać. Rok szkolny jest podzielony na trzy trymestry.

Poznałam już kilka tutejszych osób i trójkę exchange studentów, więc samotność mi nie dokucza :)

(Kliknijcie w zdjęcia, otworzy się galeria)

Indiana!
Flaga


Bloomington
Town hall
IU
Indianapolis (ponad 800 tys mieszkańców!)
Mój domek
Heather & Dan
Rowdy
My room
My own closet (finally!)
Neighborhood

Cute
Logo szkoły- pantery!
Budynek szkoły

Orientation 11-13 sierpnia

Hej, próbuję powoli nadrobiać i napisać wszystkie posty jakie przychodzą mi do głowy, odkąd tu jestem nawet zwykły lunch jest wart opisania.

CIEE co roku od lipca do września co tydzień organizuje dla studentów z wymiany 3 dniowe "orientation" czyli spotkanie, gdzie dowiadujemy się zasad programu i integrujemy z ludźmi ze wszystkich stron świata.
Zazwyczaj odbywa się w Nowym Jorku, tak było też tego roku.
Hotel nazywa się Newark DoubleTree by Hilton i jest niedaleko lotniska. Nie spodziewałam się, że będzie taki ogromny. Jeśli chodzi o  miejsce, to CIEE bardzo się postarali, bo wszystko było piękne. Po przyjeździe powitała nas kolacja, szwedzki stół pełen różnego rodzaju makaronów, sałat, świeżych owoców i ciastek (brownie z cookie dough na wierzchu). Niektórzy poszli później popływac w hotelowym basenie, ja nie miałam już siły. Podzielili nas na teamy, trafiłam do niebieskiego. Łącznie było około 200 studentów, głównie Hiszpanów, Azjatów i Niemców. Z Polski było 5 dziewczyn w tym ja. Pokój dzieliłam z dwiema Chinkami, co bywało czasami irytujące, gdyż mówiły tylko między sobą po chińsku a ja prawie płakałam ze śmiechu gdy ich słuchałam.
Następnego dnia po śniadaniu mieliśmy prezentacje na temat zasad, regulamin i takie tam. Później w 25 osobowych grupach omawialiśmy plusy i minusy wymiany, najcięższe i najłatwiejsze jej części. Poznawaliśmy się i graliśmy w papier-kamień-nożyczki (?).
Następnie rozpoczął się najciekawszy punkt całego przedsięwzięcia, zwiedzanie NYC.
Pojechaliśmy na Empire State Building, była niesamowita kolejka ale warto było czekać. Ponoć jedna grupa poszła najpierw do sklepu z pamiątkami i już nie zdążyli wejść na górę. Widok urywał dupę, bezgraniczna panorama Nowego Jorku robi wrażenie. Jest to z pewnością rzecz, którą warto i wręcz należy zobaczyć w życiu. Później poszliśmy do owego sklepu z pamiątkami, Chińczycy kupowali na potęgę, w końcu to ich.
Potem zrobiliśmy objazdówkę po dzielnicach NYC. Widzieliśmy między innymi 5th Avenue, Wall Street, Times Square, Central Park, Katedrę Św. Patryka, etc. Zakochałam się w tym mieście, z pewnością kiedyś wrócę do Stolicy Świata.
Lunch był na kilkupiętrowym statku, również szwedzki stół, wiele dań do wyboru. DJ robił nastrój takimi piosenkami jak New York Alicii Keys czy Franka Sinatry. Byłam załamana, bo telefon rozładował mi się akurat gdy dopływaliśmy do Statue of Liberty, więc mam zdjęcia od innych uczestników rejsu. W tle widzieliśmy Brooklyn Bridge i kolejne wspaniałe skyscrapery.
W ostatni dzień odwozili każdego na lotnisko o różnych godzinach, ja musiałam być w lobby o 7.30 choć wylot był dopiero o 11.

Podsumowując, orientation bardzo mi się podobało, poznałam wielu ludzi, zobaczyłam kawałek Nowego Jorku i świetnie się bawiłam. Wybrałam CIEE ze względu na to i się nie zawiodłam.


Tak wyglądał nasz pokój :D
Hotel od środka

Lotnisko w Newarku
"Poland spring"

Wszędzie w budynkach są takie charakterystyczne schody.
Wall St i Broadway
Widok z Empire
Yellow cab
Jedyne zdjęcie z tego statku by me haha
Te widoki
Empire królujący nad innymi wieżowcami
Times Square
Tak blisko przepływaliśmy 

Tak było

:) 
instagram: @cryptise